zaczerpnięte z bloga:
https://spiskologia.pl/z-archiwum-polskiego-jazzu/
który to blog cytuje mnie obszernie w jednym ze swoich znakomitych artykułów :-)))))))
Cezary Prasek „Złota Młodzież PRL”
W lutym 1956 roku ukazał się w Gdańsku pierwszy numer „Jazzu”, naczelnym został Józef Balcerak korespondent wojenny 4 Pomorskiej Dywizji Piechoty LWP. Na wybrzeżu działał również Franciszek Walicki zaprzyjaźniony z warszawskim dziennikarzem i promotorem jazzu Leopoldem Tyrmandem. Tyrmand w czasie wojny pracował w sowieckiej gazecie, później znalazł się w areszcie NKWD z którego zbiegł po ataku niemieckim w dosyć tajemniczy sposób a następnie znalazł się w Norwegii co nie było takie proste bo był Żydem.
Natomiast o Walickim bardzo ciekawie pisze niejaki Jan Yahu Pawul - yahuDJ (jak sam pisze) purysta disco zwalczający disco-polo, proponujący nadanie medali DJ-om z Radia Luxemburg (o których pisałem tutaj).
Pawul o Walickim pisze „[…] Franciszek Walicki przyznaje się, że doprowadził, wraz z ówczesnym ministrem tzw. Kultury i Sztuki niejakim Tejchmą do powołania „komisji weryfikacyjnej dla prezenterów dyskotekowych” (JEDYNEJ TAKIEJ NA CAŁYM ŚWIECIE !) […].” Wspomniany egzamin przebiegał tak:
Franciszek Walicki pyta ludka który przyjechał na egzamin komunistycznej komisji weryfikacyjnej dla prezenterów – „co pana tu sprowadza?” – no czyż można zadać durniejsze pytanie na dzień dobry ?!
Potem kolejny mądrala, niejaki Marek Gaszyński pyta – „co to jest standard?” – a na cholerę komu taka wiedza w dyskotece gdzie przychodzi się napić, poskakać i wyrwać dupę na noc ??!
Kolejny weryfikator (nagle ni z kija go ni z pały) zadaje pytanko – „a kto napisał ‘Noc Listopadową’?”
Co to !? – przecież koleś ma czerwoną maturę (bo taki był warunek dopuszczenia przed oblicze komisji) i zapewne dobrze wie z programu nauczania (raczej ogłupiania!!) – kto napisał ‘Noc Listopadową’ ! Po co sprawdzać jego maturę / maturalną wiedzę !? No – chyba, że ta matura – konieczność jej posiadania – to tylko taka ściema, a tak naprawdę chodziło o stworzenie debilnej bariery po to aby jednych dopuścić a innych odwalić.
Ale, ale !!! – koleś z maturą (jakiś Piotr Kubik) nie odpowiada – nie wie kto napisał tą nieszczęsną „Noc Listopadową”. A przecież powinien wiedzieć jako ludek z maturą. No to co teraz(?) – albo maturę dano mu nielegalnie i teraz należałoby ją odebrać – czy jak ?! No i jawi się pytanie – gwarantem czego była bariera stawiana weryfikowanym prezenterom – kretyńska i zbędna jak widzimy bariera posiadania czerwonej matury ??! Okazuje się, że komisja i tak sprawdzała wiedzę „maturalną”.
Powinno się dopuszczać wszystkich chętnych i tych z maturami i bez matury, profesorów uniwersyteckich i ich studentów, rolników i zamiataczy ulic, mleczarzy i nauczycieli oraz babcie klozetowe czy ludzi po podstawówce i bez niej – no i zadawać te „maturalne pytanka” – „kto napisał Noc Listopadową” itp. bzdety. Jeśli ktoś się nauczył (np. drogą samouctwa / samoedukacji) i ma wymaganą przez komisję wiedzę i odpowie na zadawane pytania to zalicza egzamin bez względu na to jakie posiada tzw. „papierkowe dowody swej wiedzy i kwalifikacji”.
No tak – po co takie dywagacje skoro to nie o to chodziło … Chodziło przecież o blokadę dyskotek w PRL i uwalanie deejaystwa … Po to wydział tzw. kultury PZPR i jej sługusy powołały w skrytości tą zdradziecką komisję do prześladowań …
Taki to był Franciszek Walicki „ojciec polskiego bigbitu i rocka”. Nawiasem mówiąc "bigbit" (nazwa ukradziona przez 'walickiego; z francuskiego pisma) to sowieciarska nazwa na rocka, a weryfikacje DJ-ów robiono na wzór weryfikacji jazzmanów.
Pawul dodaje jeszcze garść ciekawych informacji na temat Romania Waschko „agenta i donosiciela tajnej milicji politycznej w PRL – zwanej SB” – faktycznie Waschko oprócz promowania jazzu donosił na Tyrmanda, podstawiał prostytutki muzykom i dyplomacie ze Stanów oraz donosił na Andrzeja Trzaskowskiego, którego nadzorował za granicą. Później do nadzoru deejayów powstała Krajowa Rada Prezenterów Dyskotek, czyli według Pawula zbrodnicza organizacja mająca za zadanie podporządkować polskie disco Walickiemu i komuchom.
https://franciszekwalicki.blogspot.com/p/krajowa-rada-prezenterow-dyskotek-krpd.html
„Jej pierwszym szefem został Marek Gaszyński, potem zastąpił go Zbigniew Niemczycki, a następnie – na długie lata – Adam Halber.” Szczególnie intrygujący jest tu Zbigniew Niemczycki. Jak wspomina Marek Goliszewski z Business Centre Club, ich kariery zaczęły się tak: „Początek lat siedemdziesiątych. Jedna z warszawskich dyskotek. Za konsoletą DJ-a (wtedy powiedzielibyśmy raczej „dyskdżokeja”) – Zbigniew Niemczycki. Porządku pilnują bramkarze. Marek Goliszewski i Maciej Jankowski”. Później Niemczycki współpracował z SB, jeszcze później „Po ukończeniu Politechniki Warszawskiej był – razem z Andrzejem Olechowskim – jednym z pierwszych didżejów w Warszawie. Otwierał dyskotekę w Bristolu, prowadził koncerty Trubadurów i Zdzisławy Sośnickiej. Gdy wziął ślub, zamarzyła mu się podróż do USA. Paszport dostał, bo akurat reżim na chwilę zelżał. Zamieszkał u rodziny w Indianapolis.” Pytany przez dziennikarza Wprost „Jak to się stało, że szef międzynarodowej korporacji uczynił go swoim asystentem? Jak to się stało, że jakiś „Mr Zbig” z Polski produkował kreskówki dla hollywoodzkiego studia Hanna-Barbera Cartoons?”, odpowiada jak na skromnego miliardera przystało: „– Bo ja jestem lucky man – odpowiada, rozkładając ręce.” W 2018 Niemczycki dalej utrzymywał się na liście najbogatszych Polaków.
Franciszek Walicki pyta ludka który przyjechał na egzamin komunistycznej komisji weryfikacyjnej dla prezenterów – „co pana tu sprowadza?” – no czyż można zadać durniejsze pytanie na dzień dobry ?!
Potem kolejny mądrala, niejaki Marek Gaszyński pyta – „co to jest standard?” – a na cholerę komu taka wiedza w dyskotece gdzie przychodzi się napić, poskakać i wyrwać dupę na noc ??!
Kolejny weryfikator (nagle ni z kija go ni z pały) zadaje pytanko – „a kto napisał ‘Noc Listopadową’?”
Co to !? – przecież koleś ma czerwoną maturę (bo taki był warunek dopuszczenia przed oblicze komisji) i zapewne dobrze wie z programu nauczania (raczej ogłupiania!!) – kto napisał ‘Noc Listopadową’ ! Po co sprawdzać jego maturę / maturalną wiedzę !? No – chyba, że ta matura – konieczność jej posiadania – to tylko taka ściema, a tak naprawdę chodziło o stworzenie debilnej bariery po to aby jednych dopuścić a innych odwalić.
Ale, ale !!! – koleś z maturą (jakiś Piotr Kubik) nie odpowiada – nie wie kto napisał tą nieszczęsną „Noc Listopadową”. A przecież powinien wiedzieć jako ludek z maturą. No to co teraz(?) – albo maturę dano mu nielegalnie i teraz należałoby ją odebrać – czy jak ?! No i jawi się pytanie – gwarantem czego była bariera stawiana weryfikowanym prezenterom – kretyńska i zbędna jak widzimy bariera posiadania czerwonej matury ??! Okazuje się, że komisja i tak sprawdzała wiedzę „maturalną”.
Powinno się dopuszczać wszystkich chętnych i tych z maturami i bez matury, profesorów uniwersyteckich i ich studentów, rolników i zamiataczy ulic, mleczarzy i nauczycieli oraz babcie klozetowe czy ludzi po podstawówce i bez niej – no i zadawać te „maturalne pytanka” – „kto napisał Noc Listopadową” itp. bzdety. Jeśli ktoś się nauczył (np. drogą samouctwa / samoedukacji) i ma wymaganą przez komisję wiedzę i odpowie na zadawane pytania to zalicza egzamin bez względu na to jakie posiada tzw. „papierkowe dowody swej wiedzy i kwalifikacji”.
No tak – po co takie dywagacje skoro to nie o to chodziło … Chodziło przecież o blokadę dyskotek w PRL i uwalanie deejaystwa … Po to wydział tzw. kultury PZPR i jej sługusy powołały w skrytości tą zdradziecką komisję do prześladowań …
Taki to był Franciszek Walicki „ojciec polskiego bigbitu i rocka”. Nawiasem mówiąc "bigbit" (nazwa ukradziona przez 'walickiego; z francuskiego pisma) to sowieciarska nazwa na rocka, a weryfikacje DJ-ów robiono na wzór weryfikacji jazzmanów.
Pawul dodaje jeszcze garść ciekawych informacji na temat Romania Waschko „agenta i donosiciela tajnej milicji politycznej w PRL – zwanej SB” – faktycznie Waschko oprócz promowania jazzu donosił na Tyrmanda, podstawiał prostytutki muzykom i dyplomacie ze Stanów oraz donosił na Andrzeja Trzaskowskiego, którego nadzorował za granicą. Później do nadzoru deejayów powstała Krajowa Rada Prezenterów Dyskotek, czyli według Pawula zbrodnicza organizacja mająca za zadanie podporządkować polskie disco Walickiemu i komuchom.
https://franciszekwalicki.blogspot.com/p/krajowa-rada-prezenterow-dyskotek-krpd.html
„Jej pierwszym szefem został Marek Gaszyński, potem zastąpił go Zbigniew Niemczycki, a następnie – na długie lata – Adam Halber.” Szczególnie intrygujący jest tu Zbigniew Niemczycki. Jak wspomina Marek Goliszewski z Business Centre Club, ich kariery zaczęły się tak: „Początek lat siedemdziesiątych. Jedna z warszawskich dyskotek. Za konsoletą DJ-a (wtedy powiedzielibyśmy raczej „dyskdżokeja”) – Zbigniew Niemczycki. Porządku pilnują bramkarze. Marek Goliszewski i Maciej Jankowski”. Później Niemczycki współpracował z SB, jeszcze później „Po ukończeniu Politechniki Warszawskiej był – razem z Andrzejem Olechowskim – jednym z pierwszych didżejów w Warszawie. Otwierał dyskotekę w Bristolu, prowadził koncerty Trubadurów i Zdzisławy Sośnickiej. Gdy wziął ślub, zamarzyła mu się podróż do USA. Paszport dostał, bo akurat reżim na chwilę zelżał. Zamieszkał u rodziny w Indianapolis.” Pytany przez dziennikarza Wprost „Jak to się stało, że szef międzynarodowej korporacji uczynił go swoim asystentem? Jak to się stało, że jakiś „Mr Zbig” z Polski produkował kreskówki dla hollywoodzkiego studia Hanna-Barbera Cartoons?”, odpowiada jak na skromnego miliardera przystało: „– Bo ja jestem lucky man – odpowiada, rozkładając ręce.” W 2018 Niemczycki dalej utrzymywał się na liście najbogatszych Polaków.
yahuDJ: „Wszyscy powyżej wymienieni + jeszcze inni – dostali weryfikacje w kat. „A” i „S” z „biegu”, czyli bez żadnych egzaminów, automatycznie, poprzez koneksje, zasługi czy zajęcia. Głównie chodziło o szybkie stworzenie tzw. bazy prezenterów najwyższej jakości, niejako wzorcowej elity prezenterskiej, która miała decydować jak będzie wyglądała polska dyskoteka i polski prezenter.”
Wróćmy jednak do 1956 i dwóch dziennikarzy Trójmiasta – Balceraka i Walickiego, którym zaczyna świtać jakiś pomysł na festiwal jazzowy. Walicki postanowił podzielić się tym pomysłem z Leopoldem Tyrmandem:
Walicki przyjechał do mnie z facetem nazwiskiem Kosiński. Powiedzieli: Widzi Pan, co się dzieje? Róbmy festiwal jazzowy! Ja powiedziałem: Świetnie, róbmy!, po czym wciągnąłem w to Eilego i Skarżyńskiego.
Franciszek Walicki wspominał to natomiast tak:
Wiosną 1956 roku, podczas jednego z naszych spotkań w Warszawie, Tyrmand wysunął pomysł zorganizowania na Wybrzeżu dużej imprezy muzycznej z udziałem najciekawszych polskich muzyków i zespołów jazzowych. Lolek miał przygotować listę zaproszonych zespołów, ja miałem zbadać teren i doprowadzić do realizacji pomysłu. Zainteresowaliśmy imprezą znakomitego organizatora, Jerzego Kosińskiego – ówczesnego dyrektora Wojewódzkiej Agencji Imprez Artystycznych w Sopocie – a po kilku tygodniach stało się jasne, że impreza odbędzie się w sierpniu 1956 roku w Sopocie i otrzyma nazwę I Ogólnopolski Festiwal Muzyki Jazzowej. To Tyrmand był spiritus movens tego festiwalu. On dobierał wykonawców, ustalił skład Komitetu Honorowego i prowadził pierwsze koncerty.
Marian Eile? To ten koleś, który wypromował w Przekroju komiks z Kiką Szaszkiewiczową z Piwnicy pod Baranami. Jerzy Kosiński? To chyba ten sam facet, który gdyby nie spóźnił się na samolot to przyjechałby do willi Romana Polańskiego i zostałby zabity przez ludzi Charliego Mansona.
6 sierpnia 1956 festiwal rozpoczął się pochodem. Na jego czele znalazł się jakiś poeta-bokser, który przypałętał się nie wiadomo skąd i tak wspomina to wydarzenie:
Wszystko zaczęło się kiedy miałem 18 lat, podczas pierwszego Festiwalu Muzyki Jazzowej w Sopocie, w 1956 r. Tam, ni stąd ni zowąd, znalazłem się na czele pochodu muzyków, a za mną słynny sekstet niósł trumnę z napisem „POLSKA MUZYKA ROZRYWKOWA”. Wtedy polubiliśmy się z Komedą i w ten sposób dostałem pracę oświetleniowca. A w związku z tym, że wmieszałem się w środowisko jazzmanów, sam postanowiłem grać na jakimś instrumencie. Kupiłem sobie saksofon, ale niestety byłem nałogowym pokerzystą i wkrótce saksofon przegrałem. Przerzuciłem się więc na bębny, bo miałem talerz i pałki. W tej roli zaliczyłem jeden jedyny występ na scenie. Ze słynnym zespołem Melomanów.
Później Jerzemu Skolimowskiemu zmieniły się zainteresowania, przestał być bokserem, zrezygnował ze studiowania archeologii i etnografii przerzucając się na studia filmowe w Łodzi, które ukończył w 1963. W międzyczasie Skolimowski zaprzyjaźnił się z Romanem Polańskim, któremu polecił Komedę do nakręcenia pierwszej ścieżki dźwiękowej nikomu nieznanego reżysera. Komeda był znany ale się zgodził na fuchę u Polańskiego. Polański się odwdzięczył zarówno Komedzie i Skolimowskiemu, a całe towarzystwo spotkało się z Jerzym Kosińskim i jeszcze paroma osobami za żelazną kurtyną.
Dziennik Bałtycki o festiwalu pisał „że zamiast transparentu czterech rozbudowanych wyrostków niosło 4 wymowne litery (DUPA – przyp. Spiskolog), że podochocone dziewczęta rozebrane odstawiały coś w rodzaju tańca, że zaczesani na kretynów młodzieńcy podrygiwali w takt samby – to detale. Zastanawiające jest samo zjawisko jako takie. Obcisłe dunkry, koszule na wierzch, kretyńskie grzywki u chłopców, swetry z dekoltem á la Sophia Loren, rozczochrane kosmyki i wyraz zblazowania na gamoniowatych twarzach… Jeśli odwilż ma być taka, to już chyba lepszy trzydziestopniowy mróz”
Festiwal w Sopocie zakończył się 12 sierpnia. Walicki zorganizował jeszcze jeden rok później, po czym przerzucił się na promowanie Bogusława Wyrobka i Leszka Bogdanowicza, którzy grali rocka w orkiestrze marynarki wojennej! Ponieważ Walicki za Bieruta służył jako oficer marynarki to przejął nadzór i tak powstał Rythm and Blues, który istniał w latach 1959-60. Partyjna ciemnota oczywiście nie znosiła rytmicznej muzyki więc zespół musiał ulec rozwiązaniu a Walicki wymyślił, że skoro rock jest zakazany to nowy zespół będzie grał „bigbit”. W 1960 powstają Czerwono-Czarni (managerem był jakiś Rusek Nikandrow i Jerzy Kosiński), w 1962 powstają Niebiesko-Czarni. Walicki zostaje managerem kolejnych zespołów i kompletnie mu odwala, bo zaczyna uważać się za twórcę rocka w Polsce. Jako kontroler muzyki rozrywkowej i chujek czerpiący profity z cudzej pracy rozpoczyna w latach siedemdziesiątych wojnę z DJ-ami.
DJ Pawul się nie dał zrobić komuchom. Teraz jest już na emeryturze.
Wróćmy jednak do 1956 i dwóch dziennikarzy Trójmiasta – Balceraka i Walickiego, którym zaczyna świtać jakiś pomysł na festiwal jazzowy. Walicki postanowił podzielić się tym pomysłem z Leopoldem Tyrmandem:
Walicki przyjechał do mnie z facetem nazwiskiem Kosiński. Powiedzieli: Widzi Pan, co się dzieje? Róbmy festiwal jazzowy! Ja powiedziałem: Świetnie, róbmy!, po czym wciągnąłem w to Eilego i Skarżyńskiego.
Franciszek Walicki wspominał to natomiast tak:
Wiosną 1956 roku, podczas jednego z naszych spotkań w Warszawie, Tyrmand wysunął pomysł zorganizowania na Wybrzeżu dużej imprezy muzycznej z udziałem najciekawszych polskich muzyków i zespołów jazzowych. Lolek miał przygotować listę zaproszonych zespołów, ja miałem zbadać teren i doprowadzić do realizacji pomysłu. Zainteresowaliśmy imprezą znakomitego organizatora, Jerzego Kosińskiego – ówczesnego dyrektora Wojewódzkiej Agencji Imprez Artystycznych w Sopocie – a po kilku tygodniach stało się jasne, że impreza odbędzie się w sierpniu 1956 roku w Sopocie i otrzyma nazwę I Ogólnopolski Festiwal Muzyki Jazzowej. To Tyrmand był spiritus movens tego festiwalu. On dobierał wykonawców, ustalił skład Komitetu Honorowego i prowadził pierwsze koncerty.
Marian Eile? To ten koleś, który wypromował w Przekroju komiks z Kiką Szaszkiewiczową z Piwnicy pod Baranami. Jerzy Kosiński? To chyba ten sam facet, który gdyby nie spóźnił się na samolot to przyjechałby do willi Romana Polańskiego i zostałby zabity przez ludzi Charliego Mansona.
6 sierpnia 1956 festiwal rozpoczął się pochodem. Na jego czele znalazł się jakiś poeta-bokser, który przypałętał się nie wiadomo skąd i tak wspomina to wydarzenie:
Wszystko zaczęło się kiedy miałem 18 lat, podczas pierwszego Festiwalu Muzyki Jazzowej w Sopocie, w 1956 r. Tam, ni stąd ni zowąd, znalazłem się na czele pochodu muzyków, a za mną słynny sekstet niósł trumnę z napisem „POLSKA MUZYKA ROZRYWKOWA”. Wtedy polubiliśmy się z Komedą i w ten sposób dostałem pracę oświetleniowca. A w związku z tym, że wmieszałem się w środowisko jazzmanów, sam postanowiłem grać na jakimś instrumencie. Kupiłem sobie saksofon, ale niestety byłem nałogowym pokerzystą i wkrótce saksofon przegrałem. Przerzuciłem się więc na bębny, bo miałem talerz i pałki. W tej roli zaliczyłem jeden jedyny występ na scenie. Ze słynnym zespołem Melomanów.
Później Jerzemu Skolimowskiemu zmieniły się zainteresowania, przestał być bokserem, zrezygnował ze studiowania archeologii i etnografii przerzucając się na studia filmowe w Łodzi, które ukończył w 1963. W międzyczasie Skolimowski zaprzyjaźnił się z Romanem Polańskim, któremu polecił Komedę do nakręcenia pierwszej ścieżki dźwiękowej nikomu nieznanego reżysera. Komeda był znany ale się zgodził na fuchę u Polańskiego. Polański się odwdzięczył zarówno Komedzie i Skolimowskiemu, a całe towarzystwo spotkało się z Jerzym Kosińskim i jeszcze paroma osobami za żelazną kurtyną.
Dziennik Bałtycki o festiwalu pisał „że zamiast transparentu czterech rozbudowanych wyrostków niosło 4 wymowne litery (DUPA – przyp. Spiskolog), że podochocone dziewczęta rozebrane odstawiały coś w rodzaju tańca, że zaczesani na kretynów młodzieńcy podrygiwali w takt samby – to detale. Zastanawiające jest samo zjawisko jako takie. Obcisłe dunkry, koszule na wierzch, kretyńskie grzywki u chłopców, swetry z dekoltem á la Sophia Loren, rozczochrane kosmyki i wyraz zblazowania na gamoniowatych twarzach… Jeśli odwilż ma być taka, to już chyba lepszy trzydziestopniowy mróz”
Festiwal w Sopocie zakończył się 12 sierpnia. Walicki zorganizował jeszcze jeden rok później, po czym przerzucił się na promowanie Bogusława Wyrobka i Leszka Bogdanowicza, którzy grali rocka w orkiestrze marynarki wojennej! Ponieważ Walicki za Bieruta służył jako oficer marynarki to przejął nadzór i tak powstał Rythm and Blues, który istniał w latach 1959-60. Partyjna ciemnota oczywiście nie znosiła rytmicznej muzyki więc zespół musiał ulec rozwiązaniu a Walicki wymyślił, że skoro rock jest zakazany to nowy zespół będzie grał „bigbit”. W 1960 powstają Czerwono-Czarni (managerem był jakiś Rusek Nikandrow i Jerzy Kosiński), w 1962 powstają Niebiesko-Czarni. Walicki zostaje managerem kolejnych zespołów i kompletnie mu odwala, bo zaczyna uważać się za twórcę rocka w Polsce. Jako kontroler muzyki rozrywkowej i chujek czerpiący profity z cudzej pracy rozpoczyna w latach siedemdziesiątych wojnę z DJ-ami.
Franciszek Walicki, twórca polskiego rocka najpierw pisał do „Bandery” wychwalającej wyroki śmierci. Później znalazł się w „Głosie Wybrzeża”
http://franciszekwalicki.blogspot.com/p/franciszek-walicki-zrodo-wszelkiego-za.html
http://franciszekwalicki.blogspot.com/p/franciszek-walicki-zrodo-wszelkiego-za.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz